Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko

Email Drukuj PDF

alt

 Zapraszamy do lektury

tekstów 103 prezentacji 

      Bł. Ksiądz Jerzy Popiełuszko

Zło dobrem zwyciężaj

 

Czytał Adam Woronowicz 

Śpiew: zespół wokalny

pod dyrekcją prof. Leszka Bajona:

/Witold Nowak,

Paweł Szajek,

Krzysztof Szygulski/.

 

 

 

komentarz teologiczny 

Wiara siłą narodu

 

            Ksiądz Jerzy Popiełuszko, odwołując się do nauczania kardynała Stefana Wyszyńskiego, papieża Jana Pawła II, inspirowany literaturą romantyczną, wspierany przez środowisko żoliborskie, zarysowywał kontury programu, mającego umacniać wiarę Polaków, uświadamiać im egzystencjalną ważność Jezusowego orędzia zbawienia oraz integralnego związku Kościoła z całym polskim narodem. Zasadnicze przesłanie tej religijno-społecznej wizji mieściły się w polu wyznaczonym przez żywotne pojęcia: wolność – prawda – sprawiedliwość – miłość – solidarność – kultura i wychowanie chrześcijańskie.

            Przyjmował więc warszawski męczennik, że Polacy są nacją, łączącą swoje losy z rozumieniem człowieka, jako osoby stworzonej na Boży obraz i podobieństwo, odkupionej przez Chrystusa. Każdą próbę wyrugowania wiary ze wspólnej świadomości uważał za groźną formę zniewolenia i kruszenie tożsamości narodowej. Dlatego tak bardzo podkreślał znaczenie wolności w jednostkowym i ojczyźnianym porządku. Wolność bowiem pozostaje zasadniczą cechą człowieczeństwa, rozpoznawalnym w nim znakiem obrazu Bożego. Prawo do wolności, zwłaszcza wolności sumienia, pozostaje niezbywalne. Kto je ogranicza, występuje poniekąd przeciwko samemu Stwórcy.

A to znaczy, że wolność nie może być nigdy nadużywana, ale ma łączyć się z odwagą i odpowiedzialnością. Nie jest zagrożeniem dla religii, ani dla Kościoła; przeciwnie: przynosi szansę osobowego rozwoju, umożliwia podejmowanie decyzji, opowiadanie się za tym, co dobre. Ponieważ jednak słabość i grzech mają łatwy dostęp do ludzi, należy ich wychowywać do wolności, do właściwego korzystania z jej dobrodziejstw. A to wymaga niekiedy głębokiej refleksji, czytania znaków czasu, oparcia się na historycznym doświadczeniu. Nakłania również do znajomości chrześcijańskiego sytemu wychowania.

Księdzu Popiełuszce bardzo zależało na tym, aby polska młodzież dorastała w pełnej wolności, wiążącej z dziejami Ojczyzny i Ewangelią. Stąd też bronił młodzież przed zakusami ideologii komunistycznej, szerzącej ateizm, każący klękać przed bogiem wymyślonym według własnych możliwości. Wskazywał, że tylko połączenie sił Kościoła, rodziny i wychowawców sprawi, że nie dojdzie do wyniszczenia w umysłach młodych Polaków poczucia przynależności do kręgu kultury chrześcijańskiej i – jak to określił – porzucenia „zdrowego patriotyzmu”.

Aby taka sytuacja nigdy nie mogła następować, człowiek wolny powinien kierować się prawdą. Czym jest wszakże prawda? Żoliborski rezydent odpowiadał z prostotą i szczerością: zgodnością słów z czynami, wypowiadaniem wskazującym na realny stan rzeczy. Kto używa pięknych sformułowań, niemających jednak pokrycia w faktach, ten propaguje kłamstwo i fałsz. Tymczasem partyjna propaganda przekreśla chrześcijańską antropologię, odrzuca Bożą obecność jako niezawodną i najwierniejszą, wraz z prawdą faktów, prawdomównością i utożsamieniem prawdy z osobą Jezusa Chrystusa; nie przyjmuje, że naród polski już wie, czego chce, i nikomu nie uda się tej wewnętrznej przemiany cofnąć ani zagłuszyć, nie wyłączając szatana. Ważne jest tylko, aby nie poddawać się lękowi, płynącemu z zagrożenia. Sprawia on bowiem, że tracimy duchową orientację, zaczynamy działać wbrew sumieniu, które ujawnia się jako główny miernik prawdy. Kiedy jednak godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości, chociażby w imię prawdy religijnej, wówczas pokonujemy trwogę i grozę. Żyjemy tak, że prawda i męstwo idą ze sobą w parze.

Nie należy, oczywiście, utożsamiać męstwa z odwagą, gdyż należy ona do porządku uczuć. Można być bardzo lękliwym, a jednocześnie bardzo mężnym, bo męstwo pozwala opanowywać strach. Ale też cnota męstwa hamuje wszelkie nadmiary odwagi. Gdy ktoś z natury jest odważny, męstwo powstrzymuje niekontrolowane odruchy zuchwalstwa. Jest zatem ono stałą, choć dynamiczną, osobistą dyspozycją umożliwiającą, mimo najróżniejszych przeszkód,  afirmowanie samego siebie i przede wszystkim pokonywanie strachu, czyli przeciwstawianie się złu i służbę prawdzie. Sprawia, że jesteśmy w stanie otaczać opieką innych, służyć im, zwłaszcza wówczas, kiedy pociąga to za sobą ryzyko cierpienia lub niebezpieczeństwa.

W takiej perspektywie poważnym zagadnieniem jest sprawiedliwość, oznaczająca, według ujęcia księdza Popiełuszki, przyznanie każdemu człowiekowi należnych mu praw. Ale sprawiedliwość musi działać w blasku miłości, ponieważ bez niej od razu grzęźnie w jałowych sporach, doprowadzając ostatecznie do przemocy i zniewolenia. Sprawiedliwość oparta na miłości jest warunkiem spokoju sumienia, pokoju w rodzinach, w państwach, w różnego rodzaju korporacjach gospodarczych. Toteż wszyscy ludzie powinni dążyć do sprawiedliwości, zabiegać o nią i spełniać ją w codziennych działaniach. Muszą też pamiętać, że źródłem sprawiedliwości jest Bóg. Tam, gdzie niszczy się przejawy życia religijnego, niszczy się również „pracę sprawiedliwości”.

Kulminacją prowadzonych przez księdza Popiełuszkę rozważań była refleksja nad fenomenem solidarności. To pojęcie wyraźnie go fascynowało i w pewnym sensie niepokoiło. Łatwo bowiem można manipulować sensami, jakie niosło. Dlatego starał się ująć jak najbardziej precyzyjnie jego różne odcienie znaczeniowe. Solidarność odsyła w pierwszym rzędzie do doświadczenia jedności międzyosobowej, dzięki której możliwa staje się przemiana świata na lepsze. Mieści w sobie zarodki nadziei, zespolonej ze źródłem wszelkiej nadziei – z Bogiem. Pojawiła się jako idea scalająca w momencie, kiedy Polacy nie mogli już znieść nacisku komunistycznego totalitaryzmu i otrzęśli się z duchowego marazmu. Postanowili wziąć w swoje ręce osobistą i narodową przyszłość.

Wówczas ewidentnie uświadomili sobie, że bez poczucia solidarności nie wytrwają w podjętej próbie odzyskania niepodległości i wprowadzenia demokratycznego stylu bycia. Solidarność właśnie stała się źródłem ich wołania o poszanowanie godności ludzkiej, o dostrzeżenie problemów drugiego człowieka. Zgodnie z przesłaniem Ewangelii ludzie poczęli zyskiwać odwagę niesienia nie tylko własnych ciężarów, ale i ciężarów innych osób, zwłaszcza tych poranionych, różnorako zniewolonych. Poczuli się w obowiązku likwidowania zła i mechanizmów jego działania, ukazywania przemilczanych prawd o polskiej historii i przekazywania ich młodzieży.

Ksiądz Popiełuszko widział w przeżyciu solidarnych więzi obraz odnawiającego się społeczeństwa, które nie chce już dłużej potulnie realizować zgubnych nakazów władzy i pragnie uratować swoją więź z Chrystusem. Jeżeli nawet nie zyskuje (na razie) pełnej wolności, zachowuje wolność wewnętrzną, godność dziecka Bożego. Stało się to możliwe, ponieważ spontanicznie zrodził się ruch społeczno-religijny zwany „Solidarnością”. Powstał wielki krąg konkretnych zabezpieczeń, chroniących przed wrogością oficjalnej władzy. „Solidarność” pozwoliła dojrzeć zło, wzmogła siły potrzebne do zdecydowanej reakcji na jego wszelkie przejawy. Porównywał ją ksiądz Popiełuszko do potężnego drzewa, które objęło całą Polskę i chociaż zostało podcięte w swych korzeniach, nadal wypuszcza nowe, sprawia, że ludzie nie czują się już we własnej Ojczyźnie, jak w zorganizowanym więzieniu. Z modlitwą w sercu dążą ku prawdzie, sprawiedliwości i wolności.

Ksiądz Popiełuszko wyrażał w imieniu ruchu solidarnościowego przekonanie, że mimo trudności szanse na odzyskanie wolności i religijnej niezależności są znaczne. Należy tylko w wymiarze jednostkowym wsłuchiwać się w głos sumienia, w wymiarze nieco szerszym, w głos sumienia społecznego, zawodowego, gospodarczego, kulturalnego i politycznego; nie odrzucać krzyża, jaki zjawia się wraz z potężniejącą mocą nacisku komunistycznego, służyć Bogu, czyli szukać dróg do ludzkich serc, mówić o złu jako o chorobie, którą trzeba ujawnić, aby móc ją leczyć. Trzeba też, o ile są ku temu odpowiednie warunki, dobrze pracować, gdyż praca uszlachetnia, przynależąc do sfery ideałów duchowych. Jej owoce stanowią wspólnotową wymianę znaków. Są świadectwem drugiego, anonimowego najczęściej, człowieka. Pozostają wyrazem stosunku człowieka do pozostałych ludzi. Okazuje się więc, że sensowna, pożyteczna praca jest jednym z fundamentów moralności.

A skoro tak, ksiądz Popiełuszko z widocznym zapałem wskazywał przyczyny słabości „polskiej pracy”. Zaliczał do nich planowe wyłączanie Boga z życia społecznego, w tym gospodarczego, panoszenie się zakłamania, niesprawiedliwości, brak wolności i poszanowania godności ludzkiej, wreszcie brak miłości. Ale nigdy nie jest za późno na zmianę. Wspiera przecież ludzi wierzących Chrystus i Jego Matka, Królowa Polski. Należy tylko przyjmować łaskę, która płynie z wielu  Bożych stron, jak też – już po uroczystościach beatyfikacyjnych – zastanowić się: w jaki sposób należy czerpać z duszpasterskiego świadectwa księdza Jerzego i czy wzór świętości przez niego prezentowany może poruszać nasze serca, zachęcać do troski o życie w ewangelicznym krajobrazie?

Świętość przecież pozostaje kategorią otwartą na warunki i egzystencjalne barwy czasu. Jej istota niejako wchłania w siebie to wszystko, co buduje aktualnie ludzką osobistą i społeczną świadomość. Dlatego każda epoka przyjmuje i akceptuje określone ideały świętości, odnajdując w nich swe własne religijne emocje, konfesyjne nastawienia, barwy wrażliwości. Świętość jest zawsze ze strony człowieka próbą, ponieważ – zgodnie ze starotestamentalnymi tradycjami – tylko Bóg jest święty i tylko Jemu przysługuje ten fundamentalny przymiot.

            Niemniej jednak hebrajski wyraz gadoš oraz grecki hagios powszechnie odnoszono zarówno do bogów, którym bezspornie należy się cześć i uwielbienie, jak też słowem „święty” określano osoby i rzeczy, których życie albo nadane przez ludzi znaczenie wskazywały na ich szczególną relację do Boga lub bogów. Biblijne obrazowanie ujawnia, że „święci” to nie tylko ci wybrani i wyróżnieni jako „mężowie Boży”, ale zasadniczo ci, którzy naśladują świętość, czyli doskonałość Boga w swej codzienności. Nie dziwi tedy, że wzorując się na Chrystusie cały Kościół próbuje dążyć do świętości. Tym bardziej że błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko już oręduje za nami, zachęcając – z wyżyn nieba  – do życia zgodnego z duchem Ewangelii, wrażliwego na to wszystko, co pomnaża dobro i przynosi najszlachetniejszy plon… 

ks. prof. dr hab. Jan Sochoń

 

 Fragmenty kazań ks. Jerzego Popiełuszki 

MARYJA

 

 „Z dawna Polski Tyś Królowo, Maryjo". Z dawna, bo od wieków.

 Z dawna Tyś Matką naszą. Z dawna, bo od chwili słów wypowiedzianych przez Twojego Syna konającego na krzyżu, słów, które skierował do świętego Jana: „Oto Matka Twoja" (J 19,26).

 Jako Matkę przyjął Ciebie nasz naród ponad tysiąc lat temu, gdy dopiero zaczęła się kształtować państwowość polska.

 Byłaś przez wieki Matką i Królową. Szłaś przez wieki historii. Historii jakże trudnej, jakże wspaniałej, tragicznej i bolesnej historii naszego narodu.

 Byłaś i zwyciężyłaś jako Królowa. Ale też byłaś i cierpiałaś jako Matka.

 Dzisiaj jesteś nam bardziej Matką niż Królową. Bo my dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy Matki. Matki, która wszystko rozumie, która otrze wszelką łzę i ukoi wszelki ból, która nie pozwoli utracić nadziei. A tak często nasza nadzieja słabnie, gdy widzi bezkarne panoszenie się księcia zła po naszej polskiej ziemi.

 Ty wiesz, Matko, że narodem, który tyle wycierpiał w swojej historii, który tyle odniósł zwycięstw, który wniósł tak wielki wkład do kultury Europy i świata, który wydał i wydaje tylu wspaniałych ludzi, który w końcu dał światu papieża, papieża, który ten świat zadziwia – takim narodem poniewierać nie wolno. Takiego narodu nie rzuci przemocą na kolana żadna siła szatańska. Ten naród udowodnił, że kolana zgina tylko przed Bogiem. I dlatego wierzymy, że upomni się o niego Bóg.

 

29 maja 1983

 

 

SPRAWIEDLIWOŚĆ

 Wszyscy bez wyjątku pragniemy pokoju. Ale pokoju nie można zachować tylko przez słowne deklaracje, tylko przez słowa, choćby szczere, nie mówiąc o demagogicznych. Stąd też dla pokoju i spokoju w Ojczyźnie, dla stworzenia warunków do radosnego i owocnego budowania w domu ojczystym, trzeba najpierw usunąć to wszystko, co naród odczuwa jako niesprawiedliwość społeczną. Zbyt wiele jest krzywd osobistych i społecznych wynikających z tego, że sprawiedliwość nie idzie w parze z miłością, że ma wiele braków, a często jest po prostu rażącą niesprawiedliwością.

 Spójrzmy przynajmniej na niektóre oczywiste objawy niesprawiedliwości.

 Bardzo ważną sprawą dla chrześcijanina jest uświadomienie sobie, że źródłem sprawiedliwości jest sam Bóg. Trudno więc mówić o sprawiedliwości tam, gdzie nie ma miejsca dla Boga i Jego przykazań. Sprawiedliwość nakazuje więc uświadomić sobie tę niesprawiedliwość i krzywdę, jaką czynimy naszemu narodowi, w zdecydowanej większości chrześcijańskiemu, gdy urzędowo ateizuje się go za pieniądze wypracowane również przez chrześcijan.

 Sprawiedliwość zabrania niszczenia w duszach dzieci i młodzieży wartości chrześcijańskich, które wszczepiali od kolebki rodzice. Wartości, które zdawały wielokrotnie najlepszy egzamin w tysiącletnich dziejach naszej historii.

 Sprawiedliwość czynić i o sprawiedliwość wołać mają obowiązek wszyscy bez wyjątku, bo jak powiedział już Platon: „złe to czasy, gdy sprawiedliwość nabiera wody w usta". Sprawiedliwość wobec siebie samego nakazuje, aby przesiewać uczciwie przez sito własnego rozumu i własnej obserwacji całą lawinę słów machiny propagandy. Sprawiedliwość nakazuje zawsze kierować się dobrą wolą i miłością w stosunku do człowieka, który jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże i dzięki temu jest największą wartością po Bogu. Dlatego i w wymiarze sprawiedliwości miłość człowieka bez żadnych względów ubocznych musi być na pierwszym miejscu.

 Sprawiedliwość zabrania ograniczenia wolności człowieka przez lawinę coraz to nowych, wygodnych dla władzy aktów prawnych. Warto w tym miejscu przypomnieć tym wszystkim, którzy głoszą, że działają w duchu humanizmu, że kierują się dobrem społeczeństwa słowa pewnego mędrca, który mówił, że „im więcej ograniczeń swobód obywatelskich, tym ustrój jest mniej humanistyczny”.

24 czerwca 1984

 KULTURA

 

Jezus Chrystus, chociaż był posłany do całego świata, aby nieść Dobra Nowinę dla wszystkich ludów i narodów, to jednak miał swoją ziemską Ojczyznę. Ojczyznę, która miała swoje dzieje, swoją historię, religię i kulturę. Podporządkował się niektórym słusznym prawom w Ojczyźnie, chociaż żadne Go, jako Boga, nie obowiązywały. Chciał Chrystus przez to podkreślić, jak ważna dla każdego człowieka jest świadomość posiadania własnej Ojczyzny. Każdy człowiek związany jest z Ojczyzną poprzez rodzinę i miejsce urodzenia.

 

Ojczyzna to wspólnota rodzimej kultury, jej dzieje, historia bardziej radosna lub bolesna. To bogactwo języka, bogactwo dzieł sztuki i kultury muzycznej, to jej religia i obyczaje.

 

Ojciec Święty Jan Paweł II, podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, przemawiając do młodzieży, powiedział, że: „kultura jest wyrazem człowieka. Jest potwierdzeniem człowieczeństwa. Człowiek tworzy kulturę i przez kulturę tworzy siebie... Kultura jest dobrem wspólnym narodu..."

 

Kultura polska jest dobrem, na którym opiera się dobro duchowe Polaków. Ona stanowi o nas przez cały ciąg dziejów Ojczyzny bardziej niż siła materialna czy granice polityczne. Dzięki kulturze naród pozostał sobą pomimo wieloletniej utraty niepodległości. Duchowo zawsze był niepodległy, ponieważ miał swoja wspaniała kulturę.

 

Kultura polska od początku nosi wyraźne znamiona chrześcijańskie. Chrześcijaństwo zawsze znajdowało swój oddźwięk w dziejach myśli, twórczości artystycznej, w poezji, muzyce, dramacie, plastyce, malarstwie, rzeźbie. Kultura polska przez wieki brała swoje natchnienie z Ewangelii. Adam Mickiewicz, nasz wieszcz narodowy w Księgach pielgrzymstwa polskiego napisał, że cywilizacja prawdziwie godna człowieka musi być chrześcijańska.

 

Dzięki chrześcijaństwu jesteśmy powiązani z kulturą Zachodu i dlatego mogliśmy się w historii opierać wszelkim innym kulturom ludów barbarzyńskich. Mogliśmy się oprzeć kulturom narzucanych nam przez wrogów czy przyjaciół.

 

W Polsce powojennej postanowiono, że Boga i Ewangelii nie będzie w życiu narodu, że szczególnie młode pokolenie będzie wychowywane bez Boga. Ale zapomniano, że Bóg wcale nie ma obowiązku stosować się do czyichkolwiek uchwał.

 

Dzisiaj potrzeba nam odważnego upominania się dla narodu o prawo do Boga, do miłości, do wolności sumień, do kultury i dziedzictwa rodzimego. Nie można tworzyć dziejów, nie można zapominać o chrześcijańskiej drodze naszego narodu. Nie można podcinać korzeni naszej ponadtysiącletniej przeszłości, bo drzewo bez korzeni będzie się przewracało, jak świadczy o tym wiele przykładów w ostatnich dziesiątkach lat.

 

Nie można sprowadzić narodu na poziom zaczynania od początku. Nie wolno milczeć, gdy na ostatni plan wychowania szkolnego spychana jest rodzima kultura, literatura i sztuka, gdy wypróbowaną moralność chrześcijańską zastępuje się tak zwaną moralnością socjalistyczną, gdy nauczyciele w szkołach warszawskich informują chrześcijańskich rodziców, że ich dzieci będą wychowywali w duchu laickim. Odsuwanie dzieci od prawdy chrześcijańskiej, która od wieków jest związana z polskością, jest odsuwaniem ich od polskości, jest po prostu procesem wynarodowiania. Szkoła musi dać dzieciom i młodzieży miłość do Ojczyzny, dumę z kultury rodzimej. Nie może być instytucją nadrzędną nad narodem, nastawioną tylko na dziś. Musi być łączeniem ojczystego wczoraj z ojczystym jutro Skoro szkoła tego zadania nie spełnia, tym większe zadanie ciąży na chrześcijańskich rodzicach.

 

Kultura narodu to również moralność. Naród chrześcijański musi kierować się sprawdzoną przez wieki moralnością chrześcijańską. Narodowi chrześcijańskiemu nie jest potrzebna tak zwana moralność laicka, bo jest ona bez oblicza i bez nadziei, jak mówił zmarły Prymas Tysiąclecia. Stwarza zagrożenie dla wartości duchowych narodu i osłabia te siły, które stanowią o jego jedności. Naród nie dał się zniszczyć mimo rozbiorów, przegranych powstań i Sybiru, mimo wynarodowiania, rusyfikacji i Kulturkampfu, bo miał mocno zapuszczone korzenie w poprzednich wiekach dziejów ojczystych. Nie dał się zniszczyć, bo żywił się historią i kulturą poprzednich wieków.

 

Tylko naród wolny duchowo i miłujący prawdę może trwać i tworzyć dla przyszłości tak, jak tworzyli przyszłość powstańcy, padając na polach bitew, czy wieszczowie, którzy patrzyli daleko w przyszłość, jak Słowacki, który, żyjąc na wygnaniu, zdołał wypatrzeć w przyszłości

Polski – której przecież wtedy nie było na mapie Europy – Polaka na tronie świętego Piotra. Tylko naród, który ma zdrowego ducha i czułe sumienie, może tworzyć śmiałą przyszłość. Dlatego dbajmy o wolność naszego ducha, nie dajmy się zniewolić przez lęk i zastraszenie. Nie pozwalajmy w najdrobniejszych nawet sprawach zatruwać ducha narodu, przed czym ostrzegał Zygmunt Krasiński, gdy pisał:

„Niczym Sybir, niczym knuty,

(...)

lecz Narodu duch otruty,

to dopiero bólów ból..."

25 września 1983

 

 WYCHOWANIE

 

Jesteśmy dziećmi narodu, który od tysiąca z górą lat oddaje chwałę Bogu w Trójcy Jedynemu. Nasz naród słynął ze znanej w świecie tolerancji religijnej. U nas znajdowali miejsce ci, którzy z powodu prześladowań religijnych musieli opuszczać rodzinny kraj.

W narodzie polskim wychowanie chrześcijańskie związało się z dziejami Ojczyzny i wywierało swój wpływ na wszystkie dziedziny życia. I dlatego w dzisiejszym wychowaniu nie można oderwać się od tego, co stanowiło polskość na przestrzeni tysiąca lat. Nie wolno tego przekreślać ani przekształcać.

 

Chrześcijański system wychowania, oparty na Chrystusie i Jego Ewangelii, zdawał wiele razy egzamin w dziejach naszego narodu i to w najtrudniejszych momentach tych dziejów. Dlatego katolickie społeczeństwo Polski jest świadome strat i szkód moralnych, jakie poniosło i ponosi w wyniku narzucania ludziom wierzącym programu wychowania ateistycznego, programu wrogiego religii. Czasy po II wojnie światowej to jedno wielkie pasmo walki o monopol wychowania ateistycznego, wychowania bez Boga, wyrwania Boga z serc dzieci i młodzieży.

 

Szkoła jest narodowa i należy do narodu, do rodziny i do społeczeństwa, a nie do takiej czy innej partii, sekty czy ugrupowania zajmującego się niechlubnym, a nawet wrogim i szkodliwym dla narodu i państwa dziełem wyrywania wiary z serc dzieci i młodzieży – wołał zmarły prymas, kardynał Stefan Wyszyński.

 

Obowiązek dbania o taką właśnie szkołę, o właściwe wychowanie, spoczywa na państwie, nauczycielach i rodzicach. Gdy jednak państwo obowiązek ten zaniedbuje, większa odpowiedzialność spoczywa na rodzicach i wychowawcach. Gorzej się dzieje, gdy państwo pod płaszczykiem nowych projektów wychowania, pod płaszczykiem odciążania rodziców od dzieci, walczy o monopol nauczania i wychowania ateistycznego, wbrew woli rodziców.

 

Jedną z przyczyn współczesnej niedoli, także i materialnej, oraz rozkładu moralnego jest to, że uporczywie odmawiano Chrystusowi miejsca, zwłaszcza w szkole i pracy, wychowaniu dzieci i młodzieży.

 

Niebezpieczeństwo utraty przez młodzież więzi z przeszłością narodu i kulturą rodzimą, jakże często ośmieszaną i zniekształconą, przerwała „Solidarność", która odkłamała wiele celowo przemilczanych faktów historycznych. Nie jesteśmy narodem tylko na dziś. Jesteśmy narodem, który ma przekazać w daleką przyszłość moce nagromadzone przez całe tysiąclecie.

 

Jeżeli wierzymy w czterech ścianach naszego domu, niech nie zabraknie nam odwagi do przyznawania się do Chrystusa publicznie, jak mieliśmy odwagę czynić to w czasie „Solidarności", nawet gdy trzeba zapłacić jakąś cenę i ponieść ofiarę. Wiary i ideałów nie wolno sprzedawać za przysłowiową „miskę soczewicy", za stanowisko, większa pensję, możność studiów czy awans społeczny. Bo kto łatwo sprzedaje wiarę i ideały, ten jest o krok od sprzedawania człowieka.

 

A wy, drodzy młodzi przyjaciele, musicie mieć w sobie coś z orłów. Serce orle i wzrok orli – jak mówił zmarły prymas. Musicie ducha hartować i wznosić wysoko, aby móc jak orły przelatywać ponad wszelkim innym ptactwem, w przyszłości naszej Ojczyzny. Tylko będąc jak orły potraficie przebić się przez wszystkie dziejowe przełomy, wichry i burze, nie dając się spętać żadną niewolą. Pamiętajcie. Orły to wolne ptaki, bo szybują wysoko, a nie pełzają po ziemi.

 

Jednak czy będziecie mogli być jak orły, zależy przede wszystkim od tego, komu pozwolicie rzeźbić w waszej duszy i w waszym umyśle, pamiętając, że obywateli prawych nie produkuje się w fabrykach, ale pod sercem matek i pod okiem prawdziwych wychowawców, którzy wzór dobrego nauczyciela biorą z Jezusa Chrystusa.

Amen.

26 lutego 1984

 

KRZYŻ

 

Chrystus umiera na krzyżu za całą ludzkość, pokonuje śmierć i otwiera drogę do Zmartwychwstania.

 

W znaku krzyża ujmujemy dziś to, co najbardziej piękne i wartościowe w człowieku. Przez krzyż idzie się do zmartwychwstania. Innej drogi nie ma. I dlatego krzyże naszej Ojczyzny, krzyże nasze osobiste, naszych rodzin, muszą doprowadzić do zwycięstwa, do Zmartwychwstania, jeżeli łączymy je z Chrystusem, który krzyż pokonał.

 

Nasze cierpienia, nasze krzyże możemy ciągle łączyć z Chrystusem, bo proces nad Chrystusem trwa. Trwa proces nad Chrystusem w Jego braciach. Bo aktorzy dramatu i procesu Chrystusa żyją nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska i twarze, zmieniły się daty i miejsca ich urodzin. Zmieniają się metody, ale sam proces nad Chrystusem trwa. Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy zadają ból i cierpienie braciom swoim, ci, którzy walczą z tym, za co Chrystus umierał na krzyżu. Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy usiłują budować na kłamstwie, fałszu i półprawdach, którzy poniżają godność ludzką, godność dziecka Bożego, którzy zabierają współrodakom wartość tak bardzo szanowaną przez samego Boga, zabierają i ograniczają wolność.

 

Jakież podobieństwo i dzisiaj między Chrystusem ociekającym krwią na krzyżu a naszą zbolałą Ojczyzną!

 

Krzyżem Ojczyzny jest to, że od dziesiątków lat był dziwny upór zabierania ludziom, a zwłaszcza młodzieży Boga i narzucania ideologii, która nie ma nic wspólnego z tysiącletnią chrześcijańską tradycją naszego narodu. „Jak można było pomyśleć – i tu przytoczę słowa zmarłego prymasa – że Polska, która przez dziesięć wieków żyła w światłach krzyża i Ewangelii, wyrzeknie się Chrystusa i odejdzie od swojej kultury chrześcijańskiej, kształtowanej przez wieki, wszczepionej w życie osobiste, rodzinne i narodowe". Planowana ateizacja, walka z Bogiem i tym, co Boże, jest jednocześnie walką z wielkością i godnością człowieka, bo wielki jest człowiek dlatego, że nosi w sobie godność dziecka Bożego.

 

Krzyż to brak prawdy. Prawda ma w sobie znamię trwania i wychodzenia na światło dzienne, nawet gdyby starano się ją skrupulatnie i planowo ukrywać. Kłamstwo zawsze kona szybką śmiercią. Prawda zawsze jest zwięzła, a kłamstwo owija się w wielomówstwo. Korzeniem wszelkich kryzysów jest brak prawdy.

 

I każdy z nas tu stojących mógłby wymienić niekończąca się ilość krzyży, które przeżył lub których był świadkiem, szczególnie podczas ostatnich prawie dziesięciu miesięcy. Miesięcy ciągłego niepokoju, poniewierki, zalęknienia, miesięcy niepewności jutra.

 

Te wszystkie krzyże życia naszego osobistego i społecznego muszą doprowadzić do zmartwychwstania Ojczyzny w pełni wolnej i sprawiedliwej. Od chwili, gdy Chrystus poniósł śmierć na krzyżu, już nas nie może hańbić żadne cierpienie ani poniżenie. Hańba przychodzi na tych, którzy są jej przyczyną.

 

I tak jak Chrystus nie zawrócił z drogi krzyżowej, ale szedł aż do zwycięskiego końca, tak i naród nasz, umocniony przez Chrystusa, nie zrezygnuje, choćby do zmartwychwstania miał iść na kolanach zbolałych od wysiłku.

 

Prosimy Boga o nadzieję, bo tylko ludzie silni nadzieją są zdolni przetrwać wszelkie trudności. Prosimy o wewnętrzną radość, bo jest ona najgroźniejszą bronią przeciwko szatanowi, który smutny jest z urodzenia. Prosimy o wolność od zemsty i nienawiści, o tę wolność, która jest owocem miłości.

Amen.

 

26 września 1982

 

 PRAWDA I MĘSTWO

 

W okresie niechlubnego dla całej ludzkości procesu Jezusa Chrystusa Piłat postawił pytanie, które było, jest i będzie ciągle aktualne: „Co to jest prawda? (J 18,38)"

 

Dla chrześcijanina odpowiedź na to pytanie jest dość prosta. Dał nam ją sam Chrystus, kiedy powiedział o sobie: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem" (J 14,6). Chrystus jest więc Prawdą. I wszystko, co On głosił, jest prawdą. Kłamstwo nie miało dostępu do Jego ust. Za prawdę, którą odważnie głosił, oddał swoje życie.

 

Apostołowie, dla których Jezus Chrystus stał się jedyną Prawdą, oddali za Niego swoje życie, głosząc odważnie światu Jego naukę.

 

Dążenie do prawdy wszczepił w człowieka sam Bóg. Stąd w każdym człowieku jest naturalne dążenie do prawdy i niechęć do kłamstwa. Prawda łączy się zawsze z miłością, a miłość kosztuje, miłość prawdziwa jest ofiarna, stad i prawda musi kosztować. Prawda, która nic nie kosztuje, jest kłamstwem.

 

Żyć w prawdzie to być w zgodzie ze swoim sumieniem. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Wielkość prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych. Od wieków trwa nieprzerwana walka z prawdą. Prawda jest jednak nieśmiertelna, a kłamstwo ginie szybką śmiercią. Stąd też, jak powiedział zmarły przed trzema laty kardynał Stefan Wyszyński: „Ludzi mówiących w prawdzie nie trzeba wielu. Chrystus wybrał niewielu do głoszenia prawdy. Tylko słów kłamstwa musi być dużo, bo kłamstwo jest detaliczne i sklepikarskie, zmienia się jak towar na półkach, musi być ciągle nowe, musi mieć wiele sług, którzy wedle programu nauczą się go na dziś, na jutro, na miesiąc. Potem znowu będzie na gwałt szkolenie w innym kłamstwie. By opanować całą technikę zaprogramowanego kłamstwa, trzeba wielu ludzi. Tak wielu ludzi nie trzeba, by głosić prawdę. Może być niewielka gromadka ludzi prawdy, a będą nią promieniować. Ludzie ich sami odnajdą i przyjdą z daleka, by słów prawdy słuchać". Nie możemy przyjmować i zadowalać się prawdami łatwymi, powierzchownymi, propagandowymi i narzucanymi gwałtem. Musimy nauczyć się odróżniać kłamstwo od prawdy. Nie jest to łatwe w czasach, w których żyjemy, w czasach, w których powiedział współczesny poeta, że „nigdy jeszcze tak okrutnie nie chłostano grzbietów naszych batem kłamstwa i obłudy..." Nie jest łatwe dzisiaj, gdy w ostatnich dziesiątkach lat urzędowo w glebę domu ojczystego zasiewano ziarna kłamstwa i ateizmu, zasiewano ziarna laicystycznego światopoglądu, tego światopoglądu, który jest filisterskim produktem kapitalizmu i masonerii dziewiętnastego wieku. Zasiewano go w kraju, który od ponad tysiąca lat jest wrośnięty mocno w chrześcijaństwo.

 

Aby dobrze rządzić państwem, należy zaniechać gwałtu i kłamstwa, a wtedy powróci spokój i warunki do owocnego budowania. Ale spokój nie może być rozumiany jako wymuszone milczenie ludzi. Życia nie da się oszukać, jak nie da się oszukać ziemi. Jeżeli wrzuci się w nią plewy, zbierze się chwasty.

 

Ewangelia Chrystusowa jest tak owocna przez wieki i ciągle aktualna, bo jest prawdą. Ideologie, które kierują się kłamstwem i przemocą, upadają, przynoszą złe owoce i spustoszenie moralne. Zbyt wiele tego przykładów mamy w historii Europy i świata.

 

Podstawowym warunkiem wyzwolenia człowieka ku zdobywaniu prawdy i życia prawdą jest zdobycie cnoty męstwa. Oznaką chrześcijańskiego męstwa jest walka o prawdę. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Bo bać się w życiu trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju.

 

Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko potępienia zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewolenia, nienawiści, przemocy. Ale chrześcijanin musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi odważnie się upominać dla siebie i innych. „Prawdziwie roztropnym i sprawiedliwym może być tylko człowiek mężny (Jan Paweł II) .

 

W dużej mierze sami jesteśmy winni naszemu zniewoleniu, gdy ze strachu albo dla wygodnictwa akceptujemy zło, a nawet głosujemy na mechanizm jego działania. Jeśli z wygodnictwa czy lęku poprzemy mechanizm działania zła, nie mamy wtedy prawa tego zła piętnować, bo my sami stajemy się jego twórcami i pomagamy je zalegalizować.

 

Egzamin z męstwa zdali robotnicy w sierpniu 1980 roku, a wielu z nich zdaje go nadal.

 

Przykładem człowieka, który, służąc całym sercem Bogu, rodzinie i ojczyźnie, potrafił zachować swoja godność do samego końca jest generał Romuald Traugutt, najwybitniejszy z przywódców powstania styczniowego. Dzisiaj kandydat na ołtarze.

Łączył miłość Boga i Ojczyzny, gdy tak tłumaczył objęcie przez siebie rządów: „Tylko nieograniczona ufność w opatrzność i niewzruszona wiara w świętość naszej sprawy dodała mi siły i odwagi, aby w takich okolicznościach przyjąć sponiewieraną władzę. Pamiętałem o tym, że władza jest aktem poświęcenia, a nie ambicji...”

 

Łączył miłość Boga i Ojczyzny, gdy pisał do Ojca Świętego Piusa IX: „Moskwa rozumie, że z katolicką Polską nie da sobie rady, toteż teraz największą wściekłość na naszych duchowych pasterzy wywiera".

 

Zachował godność, gdy życie nie szczędziło mu doświadczeń. Gdy Bóg w ciągu niespełna dwu lat zabrał mu pięć najdroższych osób.

 

Zachował godność, gdy pełen spokoju i poddania się woli Bożej, z prawdziwą chrześcijańska odwagą, ze złożonymi rękoma i oczami podniesionymi ku niebu, składał życie swoje w ofierze na ołtarzu miłości Ojczyzny. Docenili to mieszkańcy Warszawy, których dziesięciotysięczny tłum zebrał się u podnóża pobliskiej cytadeli, modląc się i śpiewając: „Święty Boże, Święty Mocny..."

 

Zachowanie godności, to życie zgodne z sumieniem. To budzenie i kształtowanie w sobie sumienia prawego. To dbanie o sumienie narodowe. Bo wiemy, że gdy sumienie narodowe zawodziło, dochodziło do wielkich nieszczęść w naszej historii . Jednak, gdy sumienie narodowe zaczynało się budzić, ożywiać się poczuciem odpowiedzialności za dom ojczysty, wtedy następowało odrodzenie narodu. Tak było w czasie zrywów powstańczych. Tak było podczas powstania styczniowego, tak było w czasie „Solidarności". „Polacy – tu znowu zacytuję zmarłego prymasa – mają wyrobione sumienie narodowe, umieją walczyć o ład w swojej Ojczyźnie, o obowiązkowość, o pokój Boży i o możność korzystania z wolności, która nam się wszystkim należy". My musimy w sobie tę umiejętność walki pielęgnować, jeżeli chcemy pozostać narodem, który choć z krzyżem na ramionach, ale z godnością kroczy ku zmartwychwstaniu.

 

Nie zachowasz w pełni godności, gdy w jednej kieszeni będziesz nosił różaniec, a w drugiej książeczkę przeciwnej ideologii. Nie możesz służyć jednocześnie Bogu i mamonie. Musisz dokonać wyboru, ale dokonać go po głębokim przemyśleniu.

 

W każdym człowieku jest ślad Boga. Zobacz, bracie, czy nie zamazałeś go w sobie zbyt mocno. Bez względu na to, jaki wykonujesz zawód, jesteś człowiekiem. Aż człowiekiem.

 

Bóg nigdy nie zrezygnuje ze swych dzieci, nawet z takich, które stoją do Niego plecami. I dlatego każdy ma szansę. Choćbyś po ludzku przegrał całkowicie, choćbyś stracił swoją godność i całkiem się zaprzedał, jeszcze masz czas. Zbierz się, ogarnij, dźwignij. Zacznij od nowa. Spróbuj budować na tym, co w tobie jest z Boga. Spróbuj, bo życie jest tylko jedno.

27 maja 1984

 

PRACA

 

Słowa Ewangelii, które przed chwilą usłyszeliśmy, odnoszą się w sposób szczególny do ludzi ciężko pracujących. „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię... " (Mt 11,28). Ludzie ciężko pracujący potrzebują szczególnego zrozumienia ich wysiłku, trudu i przelewanego potu.

 

Praca jest nieodzownym towarzyszem człowieka. Ma ona służyć człowiekowi, ma człowieka uszlachetniać. Stąd człowiek nie może być niewolnikiem pracy i w człowieku nie wolno widzieć tylko wartości ekonomicznych. W życiu osobistym, społecznym czy zawodowym nie można budować tylko na materializmie. Materia nie może brać góry nad duchową stroną człowieka. Już Stanisław Witkiewicz w 1904 roku zapytywał: „Co jest siłą narodu? Osiągnięcia materialne czy wielkie ideały?", i odpowiedział: „Ile razy z życia narodu giną wielkie idee, wielkie hasła, wskazujące dalekie i olbrzymie cele do osiągnięcia, tyle razy społeczeństwa rozbijają się na małe grupy działające w obrębie swoich interesów, na drobne związki, dążące do drobnych celów...". Im bardziej społeczeństwo jest podzielone, tym łatwiej jest nim rządzić, łatwiej nim poniewierać. Dziel i rządź – znamy wszyscy to powiedzenie. Łatwo jest dzielić społeczeństwo, gdyż w życiu obywateli nie ma właściwych proporcji między materią a tym, co duchowe. Człowiek pracy ma uszlachetniać materię, ale przez pracę ma również sam się uszlachetniać. A tymczasem, jak pisał już papież Pius XI w encyklice Quadragesimo anno, „materia wychodzi z warsztatu pracy uszlachetniona, a człowiek staje się gorszy, wynędzniały, zmarniały, przedwczesny inwalida..."

 

Spróbujmy się dzisiaj wspólnie zastanowić, dlaczego praca w naszej Ojczyźnie często nie jest czynnikiem, który ubogaca, uszlachetnia człowieka. Co jest powodem, że kraj, który potrafił w przeszłości innym narodom przychodzić z pomocą, dzisiaj musi tonąć w długach i wyciągać rękę po jałmużnę? Dlaczego człowiek często tylko jest robotem, który ma obowiązek wykonywać plany układane przez teoretyków, i to najlepiej, jeżeli czyni to z zamkniętymi ustami.

 

Myślę, że powodów każdy z obecnych mógłby podać wiele. Spróbujmy spojrzeć na niektóre z nich.

 

1. Brak Boga.

 

Chciano przez dziesiątki lat, za wszelką cenę, programowo, urzędowo wyłączyć Boga z przebudowy społeczno-gospodarczej. A jeżeli brak Boga, to i brak praw Bożych, brak moralności chrześcijańskiej, zakorzenionej mocno i sprawdzonej w tysiącletniej tradycji naszej Ojczyzny. Bóg, modlitwa i praca w połączeniu ze sobą pomagają dopiero człowiekowi widzieć sens jego życia i trudu. Człowiek pracujący ciężko, bez Boga, bez modlitwy, bez ideałów będzie jak ptak z jednym skrzydłem dreptał po ziemi. Nie potrafi się wzbić wysoko i zobaczyć większych możliwości, większego sensu bytowania na ziemi. Będzie jak okaleczony ptak krążył wkoło swojego dzioba.

 

2. Brak sprawiedliwości i prawdy. A więc niesprawiedliwość i zakłamanie.

 

Jeżeli stwarza się ludziom pracującym sytuację, gdzie – aby utrzymać kilkuosobową rodzinę – muszą brać dodatkowe etaty lub pracować w niedzielę, dokonuje się mordu na ludzkich sumieniach. Niszczy się rodziny. Okrada się dzieci z czasu, który rodzice powinni im poświęcić. Za godziwą pracę musi być godziwa zapłata, sprawiedliwa zapłata. Aby zarobić więcej, górnik idzie do pracy w niedzielę, kosztem mszy świętej, kosztem czasu należnego rodzinie, kosztem własnego wypoczynku. Czy będzie bez wypoczynku dobrze pracował w poniedziałek? I pyta górnik, który za pracę w niedzielę otrzymuje co najmniej podwójną stawkę, pyta sam siebie: „Wydobyłem w niedzielę tyle samo węgla, co w piątek, a może i mniej, a zapłatę otrzymałem wyższą. Kiedy więc zostałem oszukany – w piątek czy w niedzielę?

 

Kto odpowiada za wypaczenia zawodowe w Ojczyźnie, gdy mówi się, że praca idzie dobrze, że są same osiągnięcia, a robotnik wie najlepiej, że w rzeczywistości jest inaczej.

 

Wysiłek, praca, wymagają wewnętrznego ładu, zdrowych zasad moralnych, a nawet bodźców i motywów religijnych, aby dobrze służyły człowiekowi. Ekonomia gospodarcza wymaga pomocy sił moralnych. Pracodawca musi kierować się sprawiedliwością. Człowiek nie może być pozbawiony pracy czy wyższego stanowiska dlatego tylko, że myśli inaczej, że jest dla kogoś wyrzutem sumienia, że ma inny od narzuconego pion polityczno-moralny, dlatego że aktywnie działał w „Solidarności”. To wszystko nie pomaga wychodzić z kryzysu gospodarczego, ale śmiem twierdzić, że go jeszcze pogłębia.

 

3.Brak wolności.

 

Przypomnę tu cytowany już w styczniu bieżącego roku fragment wypowiedzi zmarłego prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego: „...świat pracowniczy na przestrzeni ostatnich dziesiątek lat doznał wielu zawodów i ograniczeń. Ludzie pracy – i całe społeczeństwo przeżyło w Polsce udrękę podstawowych praw osoby ludzkiej, ograniczenie wolności myślenia, światopoglądu, wyznawania Boga, wychowania młodego pokolenia. Wszystko to było stłamszone. Na odcinku pracy zawodowej stworzono specjalny model ludzi zmuszonych do milczenia i do wydajnej pracy...". Zagubiono więc charakter osobowy pracy. A kiedy zrodziła się z bólu i poniewierki robotniczej „Solidarność”, to nie było to nic innego, jak wielki krzyk ludzi pracy o sprawiedliwość, o większą świadomość, że pracujemy u siebie i dla siebie, wielkie wołanie o szacunek dla człowieka pracy. Nastąpił wtedy w ojczyźnie naszej wielki proces budzenia się świadomości, że chcemy być odpowiedzialni za naród i jego losy, za życie i współżycie społeczne; a nawet za charakter sprawowania władzy, która ma być służbą, a nie przemocą.

 

4. Brak poszanowania ludzkiej godności.

 

Nie może być dobrze w krajach, gdzie człowiekiem można poniewierać, gdzie można go fałszywie oskarżać pod osłona rzekomego prawa, gdzie ustawy są nie dla dobra człowieka, ale skierowane często przeciwko człowiekowi, ustanowione dla udręczenia człowieka.  W sprawie ustaw godzących w wartość człowieka wysyłali memoriały do rządu również i nasi biskupi. A przecież już na ten temat wypowiedział swoje zdanie w starożytności Tacyt, gdy pisał: „Im bardziej chore jest państwo, tym więcej w nim ustaw i rozporządzeń". A więc może warto poszukać choroby gdzie indziej, niż tylko w społeczeństwie?

 

5. Brak miłości.

 

Tam, gdzie jest niesprawiedliwość, gdzie jest przemoc, zakłamanie, nienawiść, nieszanowanie ludzkiej godności, tam brakuje miejsca na miłość, tam brakuje miejsca na serce, na bezinteresowność, na wyrzeczenia. A bez tych wartości – nie wolno nikomu o tym zapominać – trudno będzie nadać pracy właściwy sens, trudno będzie wyciągnąć kraj z wszelkiego rodzaju kryzysów. Miłość zaś musi iść w parze z męstwem.

 

Bądźmy więc silni miłością i męstwem oraz nadzieją. Miejmy przekonanie, że nic nie da się wymazać z dziejów narodu, co raz miało miejsce. Miejmy przekonanie, że wydarzenia lat osiemdziesiątych, związane ze słowem „Solidarność" – jak mówił Ojciec Święty 3 maja ubiegłego roku – „mają także jakąś wielką nośność w życiu narodu, w jego dążeniu do tożsamości, woli kształtowania przyszłości. Chociaż spadło na nas doświadczenie dziejowe, to nie tracimy przeświadczenia, przekonania, że również te treści i te wydarzenia, jak kiedyś Konstytucja 3, będą kształtowały życie narodu. Dlatego, że pochodzą z jego ducha, odpowiadają jego duchowi, a Naród musi żyć swoim własnym duchem, jeżeli ma żyć!...”

 

Może nam się dzisiaj wydawać, jak nieraz w historii, że przegraliśmy, że toczyliśmy zbędne boje, że niepotrzebnie narażaliśmy się. A jednak musimy wierzyć, że przyjdą czasy, kiedy nasze wysiłki i trudy – dziś bezowocne – będą owocowały dla dobra naszej umiłowanej Ojczyzny.

Amen.

24 kwietnia 1983


 SOLIDARNOŚĆ

 

Dzisiaj, w trzecią rocznicę kolejnej próby odrodzenia naszej Ojczyzny, właściwie wystarczyłaby zaduma i przywołanie w pamięci tych chwil, kiedy w upalne dni sierpniowe 1980 roku, z troski o dom ojczysty, w bólu i niepokoju serca, w niepewności jutra, w umęczeniu fizycznym i duchowym, na klęczkach z różańcem w ręku, na klęczkach przy polowym ołtarzu, z patriotycznymi i religijnymi pieśniami na ustach, w patriotycznym zrywie robotników, z poparciem inteligencji i świata kultury – rodziła się „Solidarność" polskiego narodu. „Solidarność", która w krótkim czasie rozrosła się jak olbrzymie drzewo.

 

I chociaż dzisiaj ma obciętą koronę, porąbane gałęzie, jednak ma korzenie mocne, bo zapuszczone w ludzkie serca i umysły.

 

Prawdą jest, że solidarność narodu naszego wyrosła na łzach, krzywdzie i krwi robotniczej i że powstała w trosce o dom ojczysty.

 

Prawdą jest, że umowy sierpniowe zawierano z „Solidarnością", a więc ruchem narodowym, a nie ze związkiem zawodowym, który w parę miesięcy później dopiero się uformował. I stąd zerwanie umów sierpniowych w sposób bolesny, przy użyciu przemocy w grudniową noc 1981 roku, było zerwaniem dialogu z narodem.

 

Prawdą jest, że „Solidarność” ma prawo do swobodnego istnienia, ponieważ zapłaciła wysoką cenę. Kosztowała naród bardzo wiele. Niektórzy zapłacili cenę najwyższą, swoje życie. Wielu płaciło utratą wolności przez długie miesiące, wielu skazano na opuszczenie Ojczyzny.

 

Solidarność to jedność serc, umysłów i rąk zakorzenionych w ideałach, które są zdolne przemieniać świat na lepsze. To nadzieja milionów Polaków. Nadzieja tym silniejsza, im bardziej jest zespolona ze źródłem wszelkiej nadziei – z Bogiem.

 

Solidarność to wreszcie stała troska o dom ojczysty, to zachowanie wolności wewnętrznej nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia. Pokonanie w sobie lęku, który kurczy gardło. To zachowanie swojej godności dziecka Bożego i odważne przyznawanie się do tego, o słuszności czego jesteśmy przekonani i co nosimy w naszych sercach.

 

Zakończmy nasze dzisiejsze rozważania słowami, które wypowiedział Ojciec Święty jeszcze jako biskup Krakowa, a które to słowa cytowałem już w październiku ubiegłego roku: „Słaby jest lud, jeśli godzi się na swoja klęskę, gdy zapomina, że został posłany, by czuwać, aż przyjdzie jego godzina. Bo godziny wciąż powracają na wielkiej tarczy historii".

 

Ale pamiętajmy, że mocny jest lud, gdy w swoim życiu i w swojej Ojczyźnie buduje na prawdzie, miłości, sprawiedliwości i solidarności serc i umysłów, w modlitewnym zjednoczeniu ze źródłem tych wartości, Ojcem ludów i narodów – Bogiem przedwiecznym.

Amen. 

28 sierpnia 1983

 

 

 

 
Ta strona używa cookie. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookie, z których niektóre mogą być już zapisane w folderze przeglądarki

Wydarzenia

  • Wydarzenia
  • Wydarzenia
  • Wydarzenia
  • Wydarzenia
  • Wydarzenia
  • Wydarzenia

Mecenat